Merkel niedorzecznie argumentuje w sprawie imigrantów, reaguje zupełnie nieadekwatnie do oczywistych zagrożeń. Aż można się zastanowić o co tak naprawdę jej chodzi. Przecież nie o to żeby robić z siebie idiotkę czy żeby wystawiać się na oskarżenia o zdradę.
Powiążmy więc kilka znanych powszechnie okoliczności.
Pamiętacie może dość zdumiewające doniesienie o tym jak to niemieccy żołnierze uniesieni gościnnością odstąpili swoje koszary "imigrantom". Sami przezimować zdecydowali się rzekomo w namiotach.
Brak już było doniesień czy magazyny z bronią też oddali. Zresztą nikt nie pytał, nikomu chyba taki pomysł do głowy nie przyszedł.
A przyszłoby komuś wcześniej na myśl, że kanclerz Niemiec osobiście zorganizuje najazd miliona muzułmanów na Europę?
Skoro nie - to i teraz wszyscy mówią jedynie o pełzającej wojnie nowego typu, mając świeży przykład Paryża.
Niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall zeszłego lata zakończył budowę supernowoczesnego centrum szkoleniowego w Mulino w Rosji. Obiekt wzorowany jest na najnowocześniejszym niemieckim centrum szkoleniowym w Altmarku.
Przekazanie najnowszych technologii wojskowych wrogowi NATO, hm... Dobrze, że chociaż mistrale poszły do Egiptu.
Po rocznym szkoleniu oddziały młodych żołnierzy (na ogół czarnowłosych) wkroczyły na dany przez Merkel sygnał do Niemiec. Bundeswehra, jako się rzekło, przygotowała bazę.
Wraz z żołnierzami przyszli terroryści, też z pewnością odpowiednio wyćwiczeni w swoim rzemiośle.
Z tym "trzonem" zabrało się trochę zwykłej biedoty, trochę kobiet i dzieci. Dla maskirowki, wiecie. Dla robienia tłumu, w którym ukryją się "bojownicy". I dla sztandarowego Merkelki tematu: nieszczęśni uchodźcy. Bo coś, cokolwiek, mówić musi. Tzw. kwotami sąsiadów zajmować i denerwować też musi.
O co może chodzić w tym szaleństwie - oprócz paraliżowania strachem Paryżan czy Rzymian, a może i Berlińczyków.
O atak na bazy amerykańskie i NATO. W Niemczech i pewnie nie tylko.
